Test
[woo_last_orders id=”1503″ limit=”10″ show=”10″]
Kubuś ma 5 lat i cierpi na porażenie czterokończynowe, które przejawia się wzmożonym napięciem mięśni w obrębie kończyn górnych, przy jednoczesnym obniżonym napięciu centralnym. Kubuś nie potrafi samodzielnie siadać i chodzić, wymaga codziennej pionizacji. Co 4 miesiące Jego nóżki ostrzykiwane są toksyną botulinową. W najgorszych snach nie przypuszczałam, że moje dziecko będzie musiało tyle wycierpieć…
Jedyną szansą na lepszą przyszłość i sprawność Kuby jest ciężka systematyczna rehabilitacja. Nieprzerwana terapia z logopedą i pedagogiem specjalnym, wizyty u wielu specjalistów. To wszytko od dawna wyznacza rytm naszego życia, choroba Kubusia podporządkowała sobie życie całej naszej rodziny. Z ogromnym podziwem patrzę na uśmiech synka podczas ćwiczeń, na to, jak dzielnie i wytrwale to wszystko znosi. Czasami tak bardzo chciałabym mieć tyle siły, ile ma on – mój mały, dzielny chłopiec!
Mila przyszła na świat trzy lata temu. Mila, Mileńka… moja wyczekana córeczka. Nie miałam nawet czasu by się nią nacieszyć. Zaraz po narodzinach rozpoczęła walkę o życie. Walkę, która trwa po dziś dzień i wydaje się nie mieć końca. Moja córeczka urodziła się z krytyczną wadą serca pod postacią tetralogii Fallota oraz MAPCA’S. Skrajna postać tego typu wady. Do Jej serduszka wszczepiono shunt – sztuczną rurkę, dzięki której krew natleniała płuca. Mila najpierw przez miesiąc walczyła podpięta pod respirator, a następnie przez 7 miesięcy ECMO trzymało Jej słabe serce przy życiu. Ja przez ten cały czas czekałam, modliłam się, wierzyłam. Dziękowałam Bogu za moment, w którym po raz pierwszy była przy mnie, kiedy w końcu mogłam ją przytulić!
Po trzech latach okazuje się, że shunt w sercu Mili, który odpowiadał za natlenienie płuc się zamknął. Moja córka żyje tylko dzięki naczyniom krążenia obocznego, które wytworzyły się samoistnie. Z tak skrajną postacią tetralogii Fallota Mila nie ma szans na leczenie operacyjne w Polsce. Lekarze w kraju proponują nam tylko leczenie paliatywne, przedłużające życie, pomagające łagodzić cierpienie… Jak mogę na to pozwolić? Jak powiedzieć własnemu dziecku, że umiera? Jak żyć z myślą, że następnego dnia dla mojej Mili może już nie być?
Nadia przyszła na świat 3 miesiące temu, jako upragniona i wyczekana córeczka i siostra. Radość z Jej narodzin nie trwała jednak długo. Badania przesiewowe wykazały z jak straszliwym przeciwnikiem zmaga się dziewczynka. Rdzeniowy zanik mięśni to okrutna diagnoza, weryfikująca wszystkie plany i marzenia o szczęściu dziecka. Choroba genetyczna powodująca obumieranie komórek nerwowych przekazujących sygnały do mięśni. Nieleczona prowadzi do zaniku niemal wszystkich grup mięśniowych, paraliżu i niewydolności oddechowej…
Nadia poddawana jest leczeniu, które ma na celu spowolnienie postępu choroby. Lek podaje się bezpośrednio do kręgosłupa, co wiąże się z ogromnym bólem i licznymi skutkami ubocznymi, które taka terapia może za sobą nieść. Nie ma nic gorszego od patrzenia na ból i cierpienie własnego dziecka. Bezsilność i strach ustępuje jednak miejsca determinacji do walki o życie i sprawność Nadii.
Natasza urodziła się ze śmiertelną wadą serca, jaką jest krytyczna stenoza aortalna. W późniejszym czasie zdiagnozowano u niej także wrodzone wodonercze. Każdy dzień jest dla nas cudem. Z dnia na dzień nasza córeczka traci siły, Jej serduszko jest niewydolne. Z bólem serca patrzy się na dziecko, które po kliku sekundach zabawy musi usiąść, a Jej małe ciałko walczy by złapać oddech. Ciężko jest mojemu matczynemu sercu żyć z myślą, że następny dzień może być już dniem bez ukochanej córeczki…
Hubert i Kamil to bracia bliźniacy, którzy nigdy ze sobą normalnie nie porozmawiają. Fizycznie przebywają razem, ale życie okrutnie rozdzieliło ich już na samym początku. Problemy z jakimi się zmagają czynią ich tak bardzo różnymi od siebie…
Antoni Sobecki to niespełna dwuletni chłopczyk ze Świebodzic. Uśmiechnięty, z ciekawością poznający otaczający go świat. Ale świat Antosia to walka z chorobą i wyścig z czasem. Dlaczego? Ponieważ urodził się ze śmiertelną wadą serca – HLHS. Żyje tylko z połową serduszka, która w chwili obecnej jest w stanie krytycznym.
Życie Antosia można opisać słowami: cierpienie, ból, strach. W ciągu swojego krótkiego istnienia przeszedł 5 operacji, był podłączony pod ECMO. Rodzice czekali na cud i ten cud się zdarzył: wygrał
O tym, że nasz synek urodzi się chory wiedzieliśmy jeszcze przed Jego narodzinami. Przeszliśmy stromą i wyboistą drogę, aby trafił w ręce najlepszych specjalistów zaraz po przyjściu na świat. Jak wiele jeszcze przed nami, ile walki i determinacji potrzeba, by Filipek mógł żyć wiemy tak naprawdę dopiero teraz, kiedy Jego życie zostało wycenione na blisko 2 miliony złotych!
W Polsce lekarze nie mają takich możliwości, które pozwoliłyby na leczenie Marcysi. Za nią wiele poważnych operacji, które uratowały Jej życie, ale żadna nie zagwarantowała Jej bezpiecznej przyszłości. Jedna z nich zakończyła się wieloma komplikacjami. Doszło do udaru mózgu, skazy krwotocznej, sepsy… Struktury mózgu zostały uszkodzone, a nasze dziecko podłączone do respiratora na ponad trzy miesiące. Czas odmierzała nam aparatura podtrzymująca córkę przy życiu.
Gabrysia przyszła na świat z bardzo trudną i złożoną wadą serca pod postacią dwunapływowej, wspólnej komory, hipoplazji komory prawostronnej oraz ubytku w przegrodzie międzykomorowej. Przeszła trzy ciężkie operacje, z których ostatnia zakończyła się długą walką o życie pod respiratorem.